2014-11-08

A miało być tak pięknie

Szykuję się do już przeprowadzki, ale liczyłem jeszcze na tę ostatnią sesję laminowania. I wszystko miałem tak pięknie wyliczone. Środę i czwartek zmagałem się z pianką i listewkami, by przygotwać całą nadbudówkę, łącznie ze słupkami okien i przejściem dachu w oparcia siedzeń w kokpicie. W piątek dorobiłem ten usunięty wcześniej kawałek kokpitu i wszystko grało. Pojechałem po nagrzewnicę. I dotąd było dobrze.


Mała powierzchnia, ale czasochłonna, ze względu na konieczność docinania pianki w fikuśne kształty.

Popełniłem bład wyjątkowo głupi. Za mało dodałem utwardzacza do szpachli. Niestety zorientowałem się dopiero, gdy wysmarowałem już tył nadbudówki i sporą część dachu. Nagrzewanie nic nie dało. Szpachla wyschła, ale pozostała miękka (kolejna partia szpachli, przygotowana już po przeliczeniu odczynników, utwardziła się wzorowo). Zacząłem już odwoływać akcję laminowania z myślą, że całą piankę trzeba będzie wymienić.


Nagrzewnica w akcji.

Cały ten kawałek pianki będzie do usunięcia i zrobienia na nowo.

Gdy jednak w sobootę rano wróciłem, żeby wyszfliwować to co szpachlowałem w kokpicie, to stwierdziłem, że część tego co spisałem na straty jest jednak do uratowania (chociaż ten tył z zejściówką jednak nie). Doszpachlowałem brakujące kawałki wokół dachu, wyszlifowałem i będzie to można jutro laminować. Zaczem odwołałem odwołanie i nieodwołalnie walczę dalej.


Równe bardzo to to nie jest, ale... to przecież tylko ma pływać.

29h, w sumie 523.