2014-05-16
Z tym drutem to była pomyłka. Nie da się nim odpowiednio naciągnąć Herexu, żeby stworzyć odpowiedni łuk. Ostatecznie decyduję się wyciąć niesforne końcówki i wstawić całe fragmenty, których końce oprą się o listewki wzdłużne. Wygląda to obiecująco.
Poza tym przestaję się martwić o odpady. Wcześniej próbowałem obcinać jak najmniej z każdego kawałka. Teraz wiem, że to nie ma sensu. Trzeba przycinać tak, żeby łączenie listewek pianki wypadało na listewkach wzdłużnych, a odpadem się nie przejmować. I tak zmarnuje się tego mnóstwo.
Praca jest monotonna i nurząca. Nawiercam kilka otworów, umieszczam wkręty, dokładam listewkę, dokręcam. Idzie jakoś, gdy robię kilka listewek obok siebie. Gorzej, gdy muszę przechodzić nad wręgiem, docinać kawałki na wymiar, zmieniać kierunek, itp. Do tego czasem muszę przeczołgiwać się pod kadłub i z powrotem. Czuję w kościach 8 godzin takich fikołków. I w rękach. Pierwszy dzień był urwany, bo musiałem odebrać samochód z warsztatu, więc w tym tygodniu wyszło 22h. W sumie 110. Pękła pierwsza setka.
Na koniec jadę jeszcze spotkać się ze szkutnikiem Jackiem Paluszkiewiczem (dzięki Szymon za kontakt), żeby pogadać o laminowaniu. Chociaż jego termin odsuwa się, gdy przeliczam postęp na dni robocze. Ale nie ma to-tamto, trzeba walczyć.